Czynne
uczestnictwo w liturgii
Zdarza
się, że wierni skarżą się, iż słyszalność księdza sprawującego Mszę św. nie
jest najlepsza. Zawodzi nagłośnienie, albo ksiądz za cicho mówi lub zbyt szybko
i niewyraźnie. I to często jest prawdą. Z drugiej jednak strony trzeba zwrócić
uwagę na tych, którzy słuch mają bardzo dobry, a nadmiar decybeli bardzo ich męczy
lub rozprasza i uniemożliwia poprawne uczestnictwo w kulcie. Niestety nie
wszystkich da się zadowolić.
Jest
jednak rzecz, na którą mamy wpływ, a która bez wątpienia sprawia, że liturgia
staje się prawdziwym przeżywaniem tajemnic wiary. To postawa czynnego
uczestnictwa w liturgii. Sobór Watykański II wymienia pięć elementów
prawidłowego udziału w kulcie składanym Panu Bogu: uczestnictwo świadome,
czynne, owocne, pełne i wspólnotowe (KL 11-21).
Czynne
uczestnictwo w liturgii, przede wszystkim Mszy św., sprowadza się do zachowywania
odpowiednich postaw (stojąca, siedząca, klęcząca), gestów (znak krzyża, bicie
się w piersi, przekazanie znaku pokoju itd.) oraz włączania się w śpiew i
dialog w czasie trwania akcji liturgicznej.
Niestety
nie bywa z tym najlepiej. Znak krzyża wykonywany na początku Mszy św. i w
trakcie błogosławieństwa przypomina raczej odganianie much niż gest będący
najkrótszą formułą wiary w Trójjedynego Boga. Bicie się w piersi
(starotestamentalny gest samooskarżenia wykonywany złożoną dłonią, czyli
pięścią), jest niedbałe i wykonywane otwartą dłonią, co trudno zakwalifikować
jako uderzenie, a raczej jako głaskanie się po sytym brzuchu. Najgorzej
wykonywaną postawą ciała jest oczywiście uklęknięcie, które ma być wyrazem
najgłębszego szacunku i uniżenia wobec tajemnicy Boga. Istotą uklęknięcia (na
dwa kolana) lub przyklęknięcia (na jedno kolano) jest dotknięcie kolanem
posadzki. Oczywiście nie dotyczy to osób w podeszłym wieku i chorych.
Przypatrując się jednak temu, co dzieje się podczas Przeistoczenia, „Baranku Boży”,
posesji eucharystycznych czy innych nabożeństw, nie sposób nadziwić się, jaką
to można wykazać się ekwilibrystyką, byleby tylko nie dotknąć kolanem o ziemię.
Można zrozumieć, że chodzi o nie zabrudzenie ubrania, ale nawet gdyby - to czym
jest odrobina kurzu na spodniach w porównaniu z cudem Przemiany dokonującym się
na ołtarzu. Poza tym można użyć chusteczki lub znaleźć miejsce niezabłocone i
suche. Pozycja kucania, która w takich momentach tryumfuje, jest jedną z odmian
postawy siedzenia, a nie przyklęknięcia.
Coraz
gorzej jednak sprawa ma się z formą uczestnictwa czynnego w liturgii, jaką jest
śpiew i odpowiedzi na wezwania kapłana. Zrozumiałym jest, że nie wszyscy
obdarzeni są talentem muzycznym i umiejętnościami wokalnymi, ale kiedy śpiewa
się w dużej grupie osób (tak jak na Mszy św.), przy akompaniamencie instrumentu
i towarzyszeniu scholi wielu niedoskonałości nie da się usłyszeć. Jeśli jednak
nie wydaje się z siebie żadnych dźwięków, a w niektórych momentach markuje się
mowę ruszając jedynie ustami, to nawet przy ogromnej ilości wiernych liturgia
staje się monologiem kapłana. Niestety kwestia ta dotyczy już nie tylko ślubów
i pogrzebów (w których często uczestniczą osoby niezwykle luźno związane z
Kościołem), ale coraz częściej Mszy św. niedzielnych.
Tak
więc z jednej strony mamy pretensje, że nie słychać słów kapłana sprawującego
Mszę św., a z drugiej sami mówimy i śpiewamy tak, że kapłan nie wie, czy
sprawuje liturgię z ludem czy samotnie. Może warto zwrócić uwagę na to, że
często ilość wiernych w kościele nie przekłada się na głośność i wyrazistość
ich śpiewu oraz wypowiadanych formuł modlitewnych. Wymagając od innych (i
słusznie), wymagajmy także od siebie (równie, a może nawet bardziej słuszne).
Pełne
i wspólnotowe uczestnictwo w liturgii
Pełny
udział w liturgii wyraża się zarówno w formie zaangażowania wiernego we
wszystko to, co podczas jej trwania może wykonać, czyli podobnie jak w
przypadku czynnego uczestnictwa: śpiew, odpowiedzi na wezwania modlitewne,
przyjmowanie odpowiednich postawy i wykonywanie gestów. Dodatkowo jeszcze
dochodzi element uczestniczenia w całej liturgii, czyli bez spóźnień, bez
wcześniejszego wychodzenia (przed jej zakończeniem), nie zajmowania się w
trakcie liturgii rzeczami do niej nie należącymi. Naturalnie trzeba wziąć pod
uwagę pewne okoliczności, które czasem mają miejsce, jak na przykład pomoc
komuś, kto zemdlał, uspokojenie dziecka, które płacze itd. Jednak już rozmowa
przez telefon komórkowy, albo karmienie dziecka chipsami nie licuje z pełnym
uczestnictwem w liturgii.
Ostatnimi
czasy sporo problemów nastręcza forma uczestnictwa zwana wspólnotową
(społeczną). Ponieważ liturgia jest działaniem Kościoła, jako wspólnoty
wierzących, więc z natury domaga się jakiejś społeczności. We wspólnocie
sprawujemy misteria wiary: we wspólnocie przyjmujemy chrzest, uczestniczymy w
Eucharystii, zawieramy sakrament małżeństwa, modlimy się za zmarłego itd.
Świadome
i owocne uczestnictwo w liturgii
Kolejnym
wyrazem prawidłowego uczestniczenia w liturgii, przez którą rozumiemy nie tylko
Mszę św., ale także sprawowanie wszystkich innych sakramentów, sakramentaliów i
obrzędów, jest świadomość tego wszystkiego, co się dokonuje.
Oczywiście
świadomość misteriów wiary dokonywanych w trakcie czynności liturgicznych może
sięgać tylko tak daleko, jak daleko pozwala na to tajemnica Bożego działania.
Postulat
świadomego uczestnictwa zakłada przynajmniej ogólne zrozumienie i wiedzę
dotyczącą tego, co dokonuje się w liturgii, dlaczego wykonuje się taką czy inną
postawę, co ona wyraża, czemu służą, co oznaczają teksty formuł modlitewnych i
do czego nas zachęcają.
Świadomość
ta nie wyczerpuje się oczywiście w intelektualnym pojmowaniu akcji
liturgicznej, ale przede wszystkim w nastawieniu wewnętrznym, które podpowiada,
jaki sens, skutek i konsekwencje niesie ze sobą dana liturgia.
Ponieważ
„zewnętrzne znaki wyrażają nastawienie ducha”, stąd należy wnioskować, że brak
czynnego uczestnictwa w liturgii może być wyrazem albo braku świadomości
wiernego, albo (w przypadku posiadania jej) niedbalstwa duchowego.
Jedna
z ogólnych zasad liturgicznych brzmi następująco: „lex orandi - lex credendi -
legem vivendi” (prawo modlitwy - prawo wiary - prawem życia), co oznacza, że
tak jak się modlimy (między innymi uczestniczymy w kulcie Bożym), taka jest
nasza wiara i tak kształtuje nasze życie chrześcijańskie.
Owocność
uczestniczenia sprowadza się zasadniczo do darów natury duchowej, ponieważ
liturgia jest „nośnikiem” łaski Bożej, która ma charakter mistyczny. Tak więc w
przypadku Mszy św. będzie to posilenie się słowem Bożym i Ciałem Pańskim, które
realnie wpływają na kształtowanie i rozwój życia w wierze, a w przypadku
sakramentu pokuty pojednanie z Bogiem i Kościołem, od których oddaliliśmy się
poprzez grzech itd.
Wszystkie
formy właściwego uczestnictwa w liturgii (czynnie, świadome, owocne, pełne i
wspólnotowe) prowadzić nas mają nie do usatysfakcjonowania duchownego
sprawującego kult, nie do zadowolenia z dobrze spełnionego obowiązku, ale do
uczestnictwa pobożnego, czyli takiego, które jest miłe Panu Bogu, a dla nas
zbawienne.
Rodzaj męski dialogów
liturgicznych
Podczas celebrowania liturgii (np. Mszy
św.), która jest osobową formą spotkania z Bogiem, zwracamy się bezpośrednio do
Niego przy pomocy formuł wygłaszanych przez całe Zgromadzenie. Formuły te noszą
znamiona dialogu (rozmowy) z Bogiem, wygłaszanej prośby lub dziękczynienia,
zarówno w imieniu całej wspólnoty obecnej na liturgii, Kościoła powszechnego,
jak i własnym, indywidualnym.
Tak na przykład mówimy: „Panie, nie
jestem godzien, abyś przyszedł do mnie…”, „Spowiadam się Bogu wszechmogącemu i
wam, bracia i siostry, że bardzo zgrzeszyłem myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem…”
i wiele innych. Specjalnie podałem przykład tekstów liturgicznych wypowiadanych
przez Zgromadzenie, w których istnieje możliwość zastosowania rodzaju żeńskiego
lub męskiego: „zgrzeszyłem/zgrzeszyłam” i „godzien/godna”.
Otóż w formułach liturgicznych
przewidzianych dla całej wspólnoty zasadniczo nie uwzględnia się podziału na
płeć (a co się z tym wiąże podziału na rodzaj żeński lub męski), lecz ze
względu na człowieczeństwo. Wyraz „człowiek” jest rodzaju męskiego i dlatego
teksty dla całej wspólnoty mają zastosowany właśnie ten rodzaj. Stąd kobiety
powinny także stosować rodzaj męski, wypowiadając się nie jako niewiasta, lecz
jako człowiek.